Zwycięstwa w dwóch pierwszych kolejkach rozbudziły apetyty w drużynie Panthers Wrocław. Spotkanie, na które kibice futbolu amerykańskiego ostrzyli sobie zęby, absolutnie nie zawiodło. Obie ekipy zaserwowały znakomite widowisko, z którego zwycięsko wyszli zawodnicy Frankfurt Galaxy.
Pojedynek we Frankfurcie śmiało można uznać za doskonałą reklamę futbolu amerykańskiego. Zarówno zawodnicy Panthers Wrocław, jak i gospodarze niedzielnego spotkania prześcigali się w liczbie spektakularnych, widowiskowych zagrań.
Wrocławianie bardzo dobrze zdawali sobie sprawę, z jak silnym rywalem przyjdzie im się zmierzyć, dlatego od samego początku rywalizacji starali się zneutralizować jego najgroźniejsze atuty – niemal perfekcyjną, opartą na fizycznej sile defensywę oraz błyskawiczne rozgrywanie akcji. Mecz od samego początku dostarczył wyjątkowych emocji nie tylko ze względu na grę na boisku. Dosłownie kilka minut przed pierwszym gwizdkiem uderzyła ulewa, które kompletnie paraliżowała poczynania obu drużyn. Do tego po chwili na niebie pojawiły się błyskawice, a to zgodnie z przepisami oznacza powrót do szatni i oczekiwania na wznowienie meczu. Do gry udało się wrócić po 30 minutach i rozpoczęły się prawdziwe szachy. Obie drużyny próbowały forsować defensywę przeciwników, ale bardzo długo kończyło się to odkopnięciem piłki. Jako pierwsi zapunktowali Frankfurt Galaxy, ale Panthers odpowiedzieli tuż przed przerwą, na którą obie drużyny schodziły remisując 6:6. Pierwsza połowa to przede wszystkim świetne gra defensywy Panthers, której ton nadawali Karlis Brauns, Hubert Ogrodowczyk i William Lloyd, popisywali się potężnymi powaleniami rywali. Niestety sinusoida emocji po ofensywnej stronie piłki sprawiała, że Pantery nie mogły nabrać tempa. Po każdej świetnej akcji przychodziły błędy w kolejnych i tak mijały kolejne minut pierwszej połowy meczu.
- Od początku do końca meczu sami podcinaliśmy sobie skrzydła. Nie potrafiliśmy złapać swojego rytmu, co wykorzystywali przeciwnicy z Frankfurtu. Wiedzieliśmy, że w tym meczu wygrają Ci, którzy popełnią mniej błędów, a my popełniliśmy ich zdecydowanie za dużo. Traktujemy to jako kubeł zimnej wody, który przyszedł na początku sezonu i wiemy, że mamy nad czym pracować. Dla takich spotkań jak dzisiaj dołączyliśmy do tej ligi. Teraz musimy sprawić, by wynik końcowy był korzystny dla nas - mówi Jakub Głogowski, general manager Panthers Wrocław.
W drugiej połowie zmieniły się warunki pogodowe. Na niebie pojawiło się słońce, a sama gra mocno przyspieszyła. Niestety to przyspieszenie jako pierwsi odpowiednio wykorzystali gospodarze z Frankfurtu, którzy przechwycili kilka podań rzuconych przez Lukasa O’Connora, a jednocześnie coraz skuteczniej przesuwali piłkę w ataku, momentami wyglądając jak mistrzowie w swoim fachu. Panthers pokazali jednak swoje wielkie serce, bo kiedy wydawało się, że mecz już jest przesądzony w momencie, gdy Frankfurt wyszedł na prowadzenie 19:6, O’Connor znalazł Jakuba Mazana, który pokazał swoją świetną prędkość i mijając 3 obrońców, zameldował się w polu punktowym. To był zryw do ataku, ale zabrakło czasu i trochę szczęścia, by dogonić rywali. Frankfurt ustalił wynik na 22:13 celnym kopnięciem z pola.
- Nie udało się, ale nie wracamy do Wrocławia ze spuszczonymi głowami. Pokazaliśmy, że jesteśmy jedną z czołowych drużyn w Europie i możemy walczyć z każdym. W przyszłym tygodniu mamy pauzę, więc przed nami dwa pełne tygodnie przygotowań do meczu z Berlin Thunder i gwarantuję, że zawodnicy przepracują je na 100%. Oni sami po meczu powiedzieli sobie, że nie chcą się już w tym sezonie tak, jak dzisiaj. Nadal mamy szansę na wygranie swojej grupy i awans do play-off. To jest najważniejsze. Wracamy do pracy - podsumował Michał Latoś, Prezes Zarządu Panthers Wrocław.
Choć z powodu obostrzeń związanych z pandemią COVID-19 polscy kibice nie mogli pojawić się licznie na stadionie we Frankfurcie, to i tak słychać było osoby mieszkające w Niemczech, które przyjechały dopingować Pantery. Dostępna w internecie transmisja na żywo pozwoliła na śledzenie poczynań ich ulubieńców tym, którzy musieli zostać w Polsce. Warto podkreślić, że był to pierwszy od września wyjazdowy mecz Panthers Wrocław. Kolejny już 18 lipca, kiedy to nasz zespół zmierzy się z inną niemiecką drużyną – Berlin Thunder.