W European League of Football trwa przerwa – zawodnicy Panthers Wrocław wrócą do walki na europejskich boiskach w maju. Jak funkcjonuje klub w trakcie offeseasonu? W jaki sposób „Pantery” przekonały zawodników najwyższego formatu do gry we Wrocławiu? I skąd pomysł, aby zagrać na Tarczyński Arenie? Zapytaliśmy Michała Latosia – prezesa wrocławskiej organizacji.
Filip Skalski: Ogłosiliście już wszystkie zagraniczne wzmocnienia, jak i część polskich graczy. Na papierze wygląda to bardzo dobrze. Czy to najsilniejsi Panthers w historii?
Michał Latoś: Na papierze z pewnością tak. Staramy się zbudować dream team, aby nasze plany o tym, żeby zagrać w finale European League of Football, mogły się zrealizować. Do tego potrzebni są rewelacyjni imporci, których zebraliśmy na miejscu. Kluczowi są jednak także polscy zawodnicy i tutaj wciąż nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Mogę zdradzić za to, że zachowaliśmy niemal cały skład z poprzedniego roku i dopakowaliśmy go o kolejne bardzo mocne nazwiska.
Jednym z najgłośniejszych transferów w lidze jest zakontraktowanie Matta Cole – wide receivera, który ma za sobą występy w NFL. Jak do tego doszło?
Ta historia jest o tyle ciekawa i prosta, że Matt Cole to kolega z uniwersytetu A.J. Wentlanda. Kontakt z nim był zatem dla nas ułatwiony, ponieważ Wentland opowiedział Cole’owi o swoich doświadczeniach we Wrocławiu, a Matt dzięki temu nabrał do nas jeszcze więcej zaufania. To zatem swego rodzaju transakcja wiązana. Matt jest wyjątkowy, bo jest nie tylko świetnym skrzydłowym, ale także może wesprzeć nas w formacji special teams.
Botella Moreno, Ebanks, Burrell czy Duncan – głośne nazwiska chcą grać dla Panthers. Jak uważasz – dlaczego?
Wszyscy z nich chcą wygrywać. Poza tym wystarczy przejrzeć wypowiedzi zawodników na temat naszego klubu – w każdej z nich pada to samo słowo – „organizacja”. To obejmuje jedną z najlepszych w Europie baz treningowych zlokalizowaną na przepięknym Stadionie Olimpijskim. Innym aspektem jest to, że ich szefem będzie Dave Christensen – trener o ogromnym autorytecie i doświadczeniu. Myślę, że kluczowe znaczenie ma również stabilność naszej organizacji i zaangażowanie właściciela – Jacka Tarczyńskiego, który również bierze udział w podejmowaniu decyzji na temat każdego z zawodników. To wszystko składa się w całość. Część z tych graczy wcześniej odwiedzała również Wrocław, aby zobaczyć miasto i to, gdzie będą mieszkać i trenować.
Czy prowadziliście rozmowy z kimś jeszcze?
Oczywiście, że tak. Rozmawialiśmy z wieloma topowymi zawodnikami, sprawdzaliśmy dostępne opcje, kilku z nich nas nawet odwiedziło. Mogę zdradzić, że mowa o graczach, którzy odbierali w tym roku nagrody indywidualne na gali European League of Football.
Jak zmieniły się przepisy ELF odnośnie liczby obcokrajowców w zespole?
Przepisy ewoluują z roku na rok. Mamy na przykład regułę mówiącą o tym, że decydujące o traktowaniu jako A-Import, E-Import czy Homegrown jest miejsce, w którym dany gracz rozpoczął grę i na tym można albo zyskać, albo stracić. My w ubiegłym roku straciliśmy, bo Marcin Osumek został potraktowany jako zawodnik zagraniczny, ponieważ rozpoczął karierę we Włoszech, mimo że w pierwszym sezonie ELF grał u nas jako Polak i grał w reprezentacji Polski. Z drugiej strony dzięki tej regule w tym sezonie otworzyła się dla nas możliwość zakontraktowania Gennadiy’a Adamsa, który sam wystąpił do ligi z dokumentami poświadczającymi, że rozpoczął uprawiać futbol w Petersburgu, a dopiero następnie kontynuował karierę w Stanach Zjednoczonych. To spowodowało, że w tym roku nie będzie liczył się jako Amerykanin, ale jako Europejczyk. Pod tym względem te przepisy są zatem ciekawe i można na nich wiele zyskać lub wręcz przeciwnie. Na pewno ważne jest też to, że liga zauważyła, że my czy Czesi mamy deficyt krajowych zawodników. Dlatego też Słowacy będą mogli bez ograniczeń grać w Czechach, a Ukraińcy w Polsce. Na chwilę obecną nie ma to jednak dla nas większego znaczenia, ponieważ dobrze wiemy, że ukraińscy gracze aktualnie nie mogą opuścić swojego kraju, a ci, którzy przebywają poza Ukrainą, również mają utrudnione podróżowanie ze względów formalno-prawnych.
Jak zmienił się sztab szkoleniowy Panthers Wrocław?
Kluczowa zmiana polega na tym, że w ubiegłym roku spędziliśmy z Kubą Samelem i Kubą Głogowskim cztery miesiące na poszukiwaniach trenera, a teraz mogliśmy ten czas zainwestować w inne rzeczy, jak między innymi właśnie poszerzanie składu szkoleniowego. Na tym polu pełną decyzyjność ma jednak Dave Christensen, który poznał już, jak się pracuje w Europie i wie dokładnie, czego potrzebuje. Stratą na pewno jest dla nas odejście Dave’a Likinsa, natomiast Craig Kuligowski to również naprawdę wielkie nazwisko w świecie futbolu uniwersyteckiego. Jestem przekonany, że nasz trener główny zbuduje bardzo mocną i zaangażowaną ekipę, o którą nie będziemy musieli się martwić, a wręcz przeciwnie – będziemy mogli się od niej uczyć.
Rozwijacie się także poza boiskiem. Na czym polega poszerzenie sztabu medycznego?
To po prostu profesjonalizacja. Zdrowie to jeden z aspektów, nad którym w pewnym stopniu możemy panować. Jeśli ktoś chciałby mi złożyć życzenia, to chciałbym, aby życzył mi szczęścia i zdrowia. O ile na szczęście nie możemy mieć jednak wpływu, to w kwestii zdrowia chcemy zrobić tyle, ile możemy. Na chwilę obecną posiadamy własny gabinet fizjoterapeutyczny z trzema fizjoterapeutami, których szefem jest doświadczony Artur Hnida, a do tego mamy doktor Jagodę Janas oraz doktora Sebastiana Krupę. To czyni z nas pod tym względem organizację kompletną – mamy ludzi, którzy rozumieją sport i wiedzą, jak szybko postawić naszych futbolistów na nogi.
Skąd pomysł, aby zorganizować mecz na Tarczyński Arenie?
Ten pomysł był w naszych głowach za każdym razem, gdy przejeżdżaliśmy obok stadionu. Nasz sponsor i właściciel – Tarczyński S.A. również przygotował się na to, ponieważ stając się sponsorem tego obiektu, wiedział, że chciałby doprowadzić do tego, aby jego drużyna mogła na nim zagrać, a w przyszłości być może mógł się tam odbyć finał European League of Football. I tak wszystkie gwiazdy złożyły się, że 26 maja na Tarczyński Arenie w wielkim stylu otworzymy sezon ligi europejskiej z naszymi rywalami z Berlina. Jestem przekonany, że to będzie wielkie święto futbolu amerykańskiego, które zwróci uwagę całej Europy i przyciągnie mnóstwo kibiców – nie tylko z Polski, ale i z Niemiec.
Ilu kibiców się spodziewacie?
To z pewnością nie jest łatwe, ale naszym marzeniem jest, aby wypełnić ten stadion. Celujemy w rekordową frekwencję. Wspólnie z naszymi partnerami przygotowaliśmy masę działań promocyjnych, które z pewnością przyciągną na Tarczyński Arenę nie tylko wrocławian, ale także fanów z całego Dolnego Śląska, a nawet Polski. Wkrótce ogłosimy kilka naprawdę dużych współprac. Do tego liczymy, że tłumnie odwiedzą nas kibice z Niemiec. Dla nich ten mecz to świetna okazja, aby przy okazji zwiedzić nasze piękne miasto lub cały region. Na naszą korzyść z pewnością zagrają także ceny, które są kilkukrotnie niższe niż w Niemczech.
Czy oprócz tego szykujecie jakieś niespodzianki?
Tak! Niespodzianką będą nowe kociaki, ale o tym więcej zdradzimy nieco później.
Jak zapatrujecie się na rozwój całej European League of Football?
Liga rozumie, że zbyt szybki rozwój może w dłuższej perspektywie jej zaszkodzić. Musimy zatem na chwilę nieco zwolnić i poprawić to, co można usprawnić. Na chwilę obecną 17 zespołów z 9 różnych krajów to świetny wynik. Najważniejsze, że wszyscy mają wspólną wizję i wiedzą, w którym kierunku należy się rozwijać. Widać po nowych sponsorach i kolejnych ruchach, że ELF dalej ma zapas i może rosnąć, a futbol amerykański w Europie zyskuje z roku na rok coraz większą rzeszę fanów. Myślę, że przed nami świetlana przyszłość!
Cel na sezon 2024?
Taki jak zawsze – mistrzostwo!
___