Za Wami pierwszy sezon w historii, w którym seniorska drużyna nie miała realnej szansy na końcowe trofeum. Dla Panthers to nowa sytuacja.
MICHAŁ LATOŚ: Gdybyśmy chcieli zawsze wygrywać , to zostalibyśmy polskiej lidze i grali mecze, których nawet nasi kibice już nie chcieli często oglądać. Oczywiście taki sezon, jak ten 2022 jest trudny, ale przegrywać też trzeba umieć. To jest sport. Po przegranym spotkaniu trzeba myśleć o kolejnym i na nim się skupić. Tego uczą nas mecze z drużynami, które istnieją ponad 30 lat. Tylko przez takie doświadczenia uczymy się, jak wychodzić z podniesioną głową z każdej sytuacji. To uczy cierpliwości, która jest w sporcie kluczem do odniesienia sukcesu. Za rok czekają nas na pewno kolejne nowe sytuacje i doświadczenia.
Jakie uczucia dominowały po nieudanych meczach?
JAKUB GŁOGOWSKI: To już kwestia meczu i konkretnej sytuacji. Kiedy przegrywa się mecz po dogrywce, odczuwa się złość, ale po kolejnej minimalnej porażce może to być już smutek. Każdy zawodnik też podchodzi do przegranej inaczej. Dominować jednak nie mają negatywne uczucia. Dominować ma motywacja, by w kolejnym meczu zagrać lepiej niż tydzień wcześniej. Taką drużyną chcemy być i dlatego nawet w ostatnim meczu z Vienna Vikings, kiedy sezon był już przegrany, daliśmy z siebie wszystko i wygraliśmy z późniejszym mistrzem Europy.
Co definiujecie jako główną przyczynę słabego wyniku? Wszystko sprowadza się do kontuzji rozgrywającego Justice Hansena?
ML: – Oczywiście nie. To był dla nas pechowy sezon na wielu płaszczyznach. Pewnie bez kontuzji Justice’a niektóre mecze mogły wyglądać inaczej, ale musimy pamiętać, że graliśmy też spotkania, w których nie mieliśmy na przykład czterech podstawowych skrzydłowych czy obrońców. Wynik końcowy był słaby, aczkolwiek notowaliśmy mecze, w których jedna decyzja ważyła o zwycięstwie. Można więc powiedzieć, że byliśmy dosłownie o dwa przyłożenia od play-off.
JG: – Praktycznie każda z drużyn była w naszym zasięgu, ale zawsze coś stawało na drodze. Kiedy wyleczyliśmy kontuzje, mieliśmy plagę covidową w drużynie; kiedy zawodnicy byli już zdrowi, pojawiły się kolejne urazy. Musimy pamiętać, że my ciągle gonimy drużyny wypełnione zawodnikami z doświadczeniem nawet dwa razy dłuższym niż historia naszego klubu. Owszem pierwszy sezon był dobry w naszym wykonaniu, ale liga się rozwija, my się uczymy i na pewno nie będzie już łatwiej, niż było w 2021. Teraz jednak wiemy, co musimy zmienić i poprawić.
W którym momencie zdaliście sobie sprawę, że awansu do play-offów nie będzie?
ML: – Wtedy, kiedy tabela pokazała, że jest to niemożliwe. Szansę mieliśmy tak naprawdę jeszcze trzy mecze przed końcem sezonu. Nie można powiedzieć, że byliśmy drużyną do bicia. Dopiero ostatnie mecze były meczami „o honor”, ale i tak podeszliśmy do nich jak do meczów o wszystko, kiedy wygraliśmy po dramatycznym spotkaniu w Lipsku lub kończąc sezon we Wrocławiu.
Po jednym z meczów Szymon Adamczyk powiedział ciekawą rzecz, cytuję: „do pierwszego sezonu ELF w barwach Panthers przystępowali zawodnicy ze sobą zgrani, występujący w drużynie od dłuższego czasu – co stanowiło dla nas dużą przewagę – podczas gdy inne zespoły dopiero się tworzyły”. Zgadzacie się z tym stwierdzeniem?
JG: – Zdecydowanie tak. Musimy wziąć pod uwagę, że w sezonie 2021 większość z drużyn trenowała ze sobą przed sezonem zaledwie dwa miesiące, a niektórzy zawodnicy dołączali jeszcze w trakcie sezonu. Do tego wszyscy musieli wykonać pracę organizacyjną. W tym roku większość była już w innym miejscu, dołączyły drużyny z wieloletnim doświadczeniem, jak Vienna Vikings czy Raiders Tirol. Musimy pamiętać jak wielkie są też rynki zawodników w tych krajach. W Niemczech dla przykładu jest więcej aktywnych cheerleaderek niż w Polsce futbolistów. To nam nie ułatwia życia, ale robimy wszystko, by dać naszym zawodnikom najlepsze warunki i najlepszych specjalistów, tak aby zmniejszać ten dystans, co jak widać robimy skutecznie.
Jesteście przekonani o tym, że przed i trakcie rozgrywek pozyskaliście najlepszych dostępnych graczy?
ML: – Czy kiedykolwiek mówiliśmy, że jesteśmy o tym przekonani? Nigdy nie ma sytuacji, w której gdzieś nie gra zawodnik lepszy na swojej pozycji. Sytuacja w trakcie sezonu też się zmienia. W futbolu działa to trochę inaczej niż na przykład w piłce nożnej, gdzie środkowy napastnik ma zawsze bardzo zbliżoną do siebie rolę. W futbolu każda pozycja wymaga czegoś innego, zmiana rozgrywającego, zmiany na linii ofensywnej oznaczają zmianę stylu gry, a wtedy ktoś, kto rok wcześniej błyszczał, może być bezużyteczny. W obronie nasz styl gry się zmienił, kiedy pojawił się Dave Likins, a zawodnicy mieli już podpisane kontrakty. Być może trener, widząc drużynę na żywo, zdecydowałby o innych wzmocnieniach.
JG: – Dodajmy, że to sztab trenerski na czele z trenerem głównym ma mieć pewność, co do graczy. My jako menedżerowie te decyzje opiniujemy, ale to szkoleniowcy budują drużynę i odpowiadają za wynik. Na pewno zawsze można powiedzieć, że coś mogliśmy zrobić lepiej czy inaczej.
Decyzja o rozstaniu z Philéasem Pasqualinim była trudna?
ML: – Każda decyzja o rozstaniu z kimś, kto był częścią drużyny jest trudna. Dyskusje o przyszłości Phila trwały kilka tygodni i kilka meczów liczyliśmy, że znowu zobaczymy grę jak rok wcześniej. Niestety jednak ciągle coś go blokowało i musieliśmy szukać innych rozwiązań.
Zmniejszenie liczby importów z 4+10 do 4+8 sprawiło, że Jakub Samel musiał posiłkować się rodzimymi futbolistami. Czy to pokazuje, że niełatwo jest zastąpić graczy z Europy Polakami?
JG: – Powiedzmy jedno: zmniejszenie limitu o dwie osoby nie zmieniło tego, że trzon drużyny muszą stanowić polscy zawodnicy. W ELF od początku było wiadomo, że bazą są gracze krajowi. W roku 2023 limit może się ponownie zmienić i ponownie musimy być na to gotowi. I dlatego robimy wszystko, by zawodnicy z całego kraju grali właśnie we Wrocławiu. Jako jedyna drużyna z Polski w ELF jesteśmy tak naprawdę jej reprezentacją, bo cały kraj i cała Europa patrząc właśnie na nas. Dlatego cieszymy się, że dzięki naszemu właścicielowi Jackowi Tarczyńskiemu i jego wizji mamy możliwości oferowania zawodnikom warunków, których często zazdroszczą nam europejskie kluby.
ML: – To może zabrzmieć pysznie, ale naprawdę o tym, jak jest we Wrocławiu, mówi cała Europa. Jeszcze kilka lat temu byliśmy zaściankiem i każdy chciał grać na przykład w Niemczech. Dzisiaj sytuacja jest już zupełnie inna i każdy, kto szuka gry w Europie bierze pod uwagę Wrocław jako jeden z pierwszych wyborów. Jesteśmy dumni, że możemy w ten sposób promować nasze miasto na całym kontynencie.
Podczas offseasonu pojawiła się informacja, że Jeff Jagodziński będzie członkiem sztabu szkoleniowego na sezon 2022, tymczasem odpowiedzialny za linię ofensywną Amerykanin pojawił się dopiero w lipcu, po sześciu meczach, na półmetku rozgrywek. Dlaczego tak późno?
JG: – Odpowiedź jest bardzo prosta: Jeff otrzymał propozycję pracy w nowo powstałej lidze USFL w Stanach Zjednoczonych i zdecydował się w niej zostać, bo był to potężny projekt. Do nas przyleciał, gdy tylko skończył sezon.
Dysponujecie danymi na temat transmisji meczów ELF w Polsacie Sport News? Wiadomo, ile osób oglądało was na ekranie?
JG: – To był rok eksperymentalny dla nas i dla Polsatu, musieliśmy się zmierzyć ze zmianą stacji, z budową odpowiedniej jakości. Jednak wiemy, że jak na pierwszy sezon wyniki najlepszych spotkań są zadowalające i jest duża szansa, że współpraca będzie trwać i się rozwijać. Dla nas to partnerstwo jest kluczowe. Chcemy uczyć kibica, że co tydzień może oglądać futbol w telewizji. Szkoda, że jak innych krajach Europy nie ma u nas regularnych transmisji meczów NFL, ale wierzymy, że dojdziemy i do tego i będzie to kolejny krok do budowy oglądalności meczów ELF.
Jak oceniacie zmianę zasady kick-offu?
ML: – Kontuzji było mniej, a efektownych akcji nadal sporo, więc zmiana jak najbardziej pozytywna. Zresztą do tej zmiany powoli przymierza się już też NFL, więc widać, że jest to przyszłość.
Podsumowując: jakie wnioski na sezon 2023?
ML: – A ile mamy czasu na rozmowę (śmiech)? Myślę, że te wnioski już widać. Pierwszym jest zmiana stanowiska Jakuba Samela z trenera na dyrektora sportowego. Jest to droga do jeszcze lepszego szkolenia zawodników, jeszcze lepszej rekrutacji i rozwoju młodzieży. Oczywiście tym samym pojawi się nowy trener główny, którego rekrutacja jest prowadzona pod kątem konkretnych cech i wizji drużyny, którą mamy ustaloną wspólnie z właścicielem klubu. Panthers Wrocław ma być klubem, który traktujemy jak firmę. Mamy to szczęście, że jako strategicznego sponsora mamy za sobą tak wielką, międzynarodową już markę Tarczyński i mamy od kogo się uczyć, jak prowadzić klub w coraz lepszy sposób, a biorąc pod uwagę rosnącą frekwencję, coraz więcej sponsorów i partnerów, regularne transmisje w telewizji, widzimy, że ta filozofia się spełnia i będziemy ją dalej rozwijać.
W tym roku o Panterach mówiło się również za oceanem – Wasz były gracz KaVontae Turpin dostał się do NFL… Taki był chyba zresztą jeden z celów ELF – promować zawodników do najlepszej ligi świata?
JG: – Przede wszystkim warto zaznaczyć jedno: gdyby nie epizod w Panthers, KaVontae nie grałby dzisiaj w Dallas Cowboys. Uwierzyliśmy w niego, kiedy nie był na fali wznoszącej, to pozwoliło mu się pokazać na międzynarodowej arenie, a reszta to już prawdziwy amerykański sen. Jest to oczywiście pierwszy taki przypadek, ale patrząc na to, jak rozwija się ELF – na pewno nie ostatni.
Kiedy poznamy nazwisko nowego trenera głównego? Celujecie w kogoś z zagranicy czy jednak Polak?
ML: – Chcemy, aby wydarzyło się to do końca października. Proces jest bardzo intensywny, a kandydaci bardzo poważni. W Polsce jest tylko jeden możliwy kandydat na trenera w Panthers i jest już naszym dyrektorem sportowym, trener główny na pewno będzie szkoleniowcem z USA.
Rozmawiał Arkadiusz Barski
Rozmowa ukazała się w tygodniku Słowo Sportowe, nr 41/1476